Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi GbassSC z miasteczka Sosnowiec. Mam przejechane 6037.96 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.20 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 30499 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy GbassSC.bikestats.pl
  • DST 193.21km
  • Czas 07:51
  • VAVG 24.61km/h
  • VMAX 63.00km/h
  • Kalorie 8000kcal
  • Podjazdy 2243m
  • Sprzęt Triban 520
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tatry moje kochane!

Sobota, 18 lipca 2015 · dodano: 01.01.2016 | Komentarze 0

Słowo Zakopane albo Tatry u większości z nas budzi pozytywne emocje. Narty, Sylwester, Morskie Oko, Gubałówka - każdy z nas ma z tych miejsc piękne wspomnienia. Chciałem pojechać w tamtą stronę ale rowerem. Tribana już mam więc dlaczego nie? Umawiamy się z Arkiem z Jaworzna na wyjazd. Dwa razy nie musimy do siebie mówić. Obaj jesteśmy tak najarani pedałowaniem, że jakby tydzień był wolny, to wsiadamy i jedziemy wszędzie gdzie się da. 

Spakowałem wszystko co miałem zabrać i poszedłem spać. Oczywiście snu nie za wiele. Wcześniej niż 22 rzadko zasypiam. Zmuszałem się, bo o 3 wyjazd. Wstałem. Obowiązkowo kawa, śniadanie i wychodze bo Arek daje znać, że już dojeżdża. Pakuje swoją brykę i ruszamy do Wadowic. Droga prosta i w miarę szybka. Parkujemy w samym centrum przed kościołem. Przebieramy się i zajmujemy miejsca na siodełkach.

Jedziemy równym tempem. Droga spokojna, ruch umiarkowany jednak do czasu, aż wjeżdżamy na Zakopiankę w Skomielnej Białej. Mimo wszystko ciśniemy ile się da. Nikt nie trąbi, nawet kierowcy nas wpuszczają albo pokazują innym, że jedziemy. Kultura musi być. Dojeżdżamy do Rabki i przy Siwym Dymie tradycyjna przerwa. Nawet jak jadę autem, to tam zawsze robię postój. Pijemy, jemy batony i patrzymy w stronę pierwszego mocnego podjazdu.



Podjeżdżamy pod Chabówkę i już czujemy ten klimat, który dopiero przed nami. Arek stwierdza, że podjazdy idą mi dużo sprawniej niż dotychczas. Nikt na nikogo nie czeka. Tak ma być! Wjeżdżamy do Nowego Targu i zatrzymujemy się na stacji. Toaleta, izotoniki i tu nagle ktoś podjeżdża sportową furą. Otwierają się drzwi a z auta wychodzi Maciek Żurawski (Wisła Kraków, Celtic Glasgow, Kadra Polski teraz Poroniec Poronin). Oczywiście stojące grupy gimbusów nie wiedzą kto to, bo piłką się nie interesują w żadnym wydaniu. Ważne, że mają tableta.
Ruszamy już w stronę Zakopanego. Wjeżdżając do Szaflarów zauważyłem, że to już nie są te same Tatry. Masa sklepów, markety itp. Jak ja tego nienawidzę! Dla mnie to niszczenie wspólnego dobra. Dojeżdżamy do Poronina i odbijamy w lewo na Bukowinę. Przed nami kolejna górka.


Mówię do Arka, że ja się zatrzymuję, bo mocno cisną mnie buty w stopę. Czułem dyskomfort. Stanąłem w połowie podjazdu. Arek stwierdził, że jedzie na górę i tam się spotkamy. Po chwili ruszam i jestem na górze przy rondzie. Arka jednak nie ma. Dzwonię do niego, a on mówi, że zjechał nie w tą stronę co trzeba i musi podjechać znowu na górę. Czekam więc na niego. Po chwili dojeżdża i kontynuujemy drogę na Gliczarów. A tam widoki takie, że człowiek musi się zatrzymać.


Jesteśmy na samej górze. Teraz już wiemy, że nie z tej strony chcieliśmy wjeżdżać. Trudno. Następnym razem to zrobimy. Teraz zjazd a na dole okazuje się dlaczego było tak stromo.

Znak zauważyłem przez przypadek, bo w tym miejscu spadły mi okulary z kierownicy. Wiedziały gdzie to uczynić :) Na dole zatrzymujemy się pod Żabką. Kupujemy wodę, kawę i prosimy jakąś młodą dziewczynę o zrobienie zdjęcia.

Było tak cholernie gorąco, że tuż za Żabką wskakujemy z Arkiem do Białego Dunajca i oblewamy się wodą z góry na dół. Mieszkańcy patrzą jak na wariatów, ale po chwili uśmiechają się, bo widzą, że to nie start naszej trasy. Po małej klimatyzacji wsiadamy na fury i szukamy miejsca na jakiś posiłek. Widzimy po prawej drewnianą karczmę obok remizy strażackiej. Zatrzymujemy się. Z rowerami zajmujemy stolik koło drzewa. Obok siedzą jakieś szychy w eleganckich strojach. A my spoceni, oblani przed momentem górską wodą ładujemy się do środka. Zamawiamy posiłki. Ja kwaśnicę i kurczaka z frytkami. Arek jajecznicę. Czekamy dobre 20 minut. Arek dostaje swoje zamówienie. Nagle zaczynamy się śmiać. Chłop 90 kg dostaje dwa jaja chyba przepiórcze z paseczkiem posiekanego boczku. Dosłownie łyżka. Pękamy ze smiechu, ale najlepsze przed nami. Przynoszą kwaśnicę - o dziwo normalna porcja. Za moment wchodzi kurczak i w tym momencie zjechaliśmy z siedzenia. Szkoda, że nie zrobiłem zdjęcia. Porcje szpitalne są większe. Dostałem - DOSŁOWNIE - 2 pałki z kurczaka - 7 frytek i 2 łyżeczki tartej marchewki :):) Nie no....spokojnie na takim posileniu zrobię 100km. Popłakani zjadamy te mega porcje, płacimy astronomiczny jak na tą ilość rachunek i mówimy sobie, że następnym razem staniemy w macu, który był bodajże 5km dalej. Ruszamy z Białego Dunajca. Wjeżdżamy na Rdzawkę, Chabówkę i w Skomielnej odbijamy na Wadowice. Czujemy już nieco podjazdy tego dnia. Docieramy w pięknej pogodzie do Wadowic już myśląc o kolejnym wypadzie. 





Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa awten
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]