Info
Ten blog rowerowy prowadzi GbassSC z miasteczka Sosnowiec. Mam przejechane 6037.96 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.20 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 30499 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2017, Lipiec2 - 0
- 2016, Lipiec7 - 0
- 2016, Czerwiec5 - 2
- 2016, Maj3 - 0
- 2016, Kwiecień4 - 0
- 2016, Marzec4 - 0
- 2016, Styczeń2 - 0
- 2015, Grudzień3 - 0
- 2015, Sierpień7 - 0
- 2015, Lipiec7 - 0
- 2015, Czerwiec9 - 0
- 2015, Maj6 - 4
- 2015, Kwiecień3 - 0
- 2015, Marzec3 - 0
- 2014, Maj1 - 2
- 2013, Lipiec8 - 0
- 2013, Maj5 - 0
- 2013, Kwiecień11 - 0
- 2013, Marzec5 - 2
- DST 31.80km
- Czas 01:25
- VAVG 22.45km/h
- Sprzęt Triban 520
- Aktywność Jazda na rowerze
Tour de Pologne Amatorów
Piątek, 7 sierpnia 2015 · dodano: 01.01.2016 | Komentarze 0
Są takie miejsca i imprezy na których być się powinno. Bez wątpienia takim wydarzeniem jest Tour de Pologne. Pamiętam jak kilka lat wstecz wkurzałem się, jak blokowano mi pół miasta, żeby kolarze mogli przejechać a ja musiałem wracać z pracy licznymi objazdami. Ależ ja byłem wtedy wściekły. Teraz po tych kilkudziesięciu miesiącach pojechałem razem z Arkiem do Bukowiny Tatrzańskiej wystartować w wyścigu amatorów i zobaczyć przedostatni etap touru.
Arek przyjeżdża po mnie w nocy. Ładujemy się, tankowanie, kawa i pędzimy w nasze Tatry. W Szaflarach przerwa na kawę, zjadamy śniadanie i jedziemy do Bukowiny. Niestety już przy odbiciu w Poroninie jest objazd. robimy pętlę. Zatrzymujemy się na poboczu i idziemy na nogach odebrać numerek.
Arek przyjeżdża po mnie w nocy. Ładujemy się, tankowanie, kawa i pędzimy w nasze Tatry. W Szaflarach przerwa na kawę, zjadamy śniadanie i jedziemy do Bukowiny. Niestety już przy odbiciu w Poroninie jest objazd. robimy pętlę. Zatrzymujemy się na poboczu i idziemy na nogach odebrać numerek.
Odbieramy pakiety startowe. W pięknej siatce Tauronu mamy koszulkę TDP, książkę z historią wyścigu, batony, izotonik, czapeczkę, voucher na zakup zegarka ze zniżką i najważniejsze - wejście na 2,5 godziny na Termy. Jak za 100zł wpisowego to rewelacja. Samo wejście do term kosztowało bodajże 65zł. Wracamy do auta. Przebieramy się, wyciągamy rowery i jedziemy do miasteczka. A tam serwis pełną gębą.
Bierzemy darmowe napoje, sprawdzamy w serwisie Shimano nasze rowery, robimy pamiątkowe foty w fotobudce i oglądamy pozostałe stanowiska. Czas na zdjęcie ze startu.
A teraz do "małej" kolejki...
Dowiadujemy się przez megafon, że na starcie 1800 osób. Rekord! Obok nas goście na rowerach za dziesiątki tysięcy. Chwali się jeden z drugim ile to nie dał za rower, gdzie to on nie był. W końcu zaczynamy się z tego śmiać. Po kilku minutach puszczają nas sektorami. Jedziemy rundę honorową do Poronina ciągle z górki. Już na tym odcinku ludzie łapią gumy. Co za pech! W Poroninie postój. Jedni gadają, drudzy idą za przystanek na "sikundę". Nagle strzał - jedziemy! Pierwszy podjazd pod Ząb i widzę jak goście odpadają. Jeden, drugi, trzeci. Schodzą, wracają, nie dają rady. Jak to, rowery za 20 i 30 koła same nie wjeżdżają?:) Arek wypruł mocno do przodu, ja nieco wolniej ale mijam sporo ludzi. Przybijam piątki z młodymi kibicami. Wszyscy biją brawo, krzyczą Ale ale ale, albo dawaj dawaj. Miłe uczucie. To naprawdę dodaje sił. Na szczycie odbijamy w prawo i nagle długi zjazd do Białego Dunajca. Słysze ciągle "lewa i lewa". Gnają na złamanie karku. Za chwilę leżą w polu. Skóra zdarta, złamana ręka. Pogotowie ma pełne ręce roboty. Nie mówię, że jechałem wolno. Też prułem ale z głową. Arka nie widzę, cisnę nadal sam przed siebie. Zaraz Gliczarów i ściana pod którą chce podjechać każdy startujący. Zmieniam przełożenie podjeżdżam do połowy, wstałem z siodła i walczę, a tu nagle trzech gości przede mną schodzi z roweru i zamiast zejść na bok, to idą środkiem. Wkurzony schodzę z roweru.
Wprowadziłem te ostatnie metry rower i ruszam. Łydki tak napięte, że o mało nie wystrzeliły. Dostaje od kibiców butelkę zmrożonej wody. Boże...jak ona wtedy smakowała. Jak najlepszy napój w życiu. Wypijam pół i reszta na głowę. Zaraz zjazd wierchem rusińskim i odbicie w prawo. Przede mną tylko ostatni podjazd. Każdy walczy. Kibice wspierają. Nogi chce rozerwać. Ostatnimi siłami wjeżdżam na metę. Unoszę ręce w górę. Nie dlatego, że wygrałem wyścig. Dlatego, że wygrałem z samym sobą. Wspaniałe uczucie.
Na mecie stoją panienki i rozdają medale. Odbieram krążek i jeden z kibiców mówi, że zrobi mi zdjęcie. Po chwili zjeżdżam do miasteczka. Szukam Arka. Nie ma go. Odbieram posiłek regeneracyjny i napój.
Za chwilę dzwoni Arek. Przyjeżdża do miasteczka. Wkurzony jak osa. Na zjeździe z Zębu wystrzeliła mu dętka. Przegrzała się. Musiał naprawiać koło. Dodatkowo okazało się, że brakło medali. Niektórzy "zawodowcy" brali po kilka krążków. Nie wiem jakim trzeba być fagasem, żeby takie coś odwalić. Zjadamy, wypijamy i idziemy zaprowadzić rowery. Po drodze spotykamy legendę polskiego kolarstwa - Ryszarda Szurkowskiego.
Oglądamy ekipy, ich busy, rowery i przygotowania do startu.
Docieramy do auta. Zostawiamy rowery i z torbami idziemy na Termy. Przed nami 2,5 godziny relaksu. Po wyjściu biegniemy na górę, bo zaraz ruszają zawodowcy. Stajemy przy rondzie w rękach trzymając duże kubki latte. Okazało się, że coffe vanem przyjechali chłopaki z Dąbrowy Górniczej. Za moment ruszają kolarze. Szał za bramkami trwa.
Czekamy na pierwszą pętle. W necie sprawdzamy miejsca Polaków. Po pewnym czasie wjeżdżają auta i kolarze.
Zbieramy się i idziemy do auta. Przed nami kawałek drogi do domu. Kupujemy oscypki i wsiadamy do bryki. Łapiemy jeszcze ostatnie widoki gór.
Ostatecznie zająłem 816 miejsce z czasem 1:25:48. Różnice między zawodnikami były niewielkie. Jednak nie o miejsce tutaj chodziło. Chodziło o dobrą zabawę, o poczucie się przez chwilę jak zawodowiec, o wygraniu z samym sobą i pokazaniu, że się potrafi pokonać swoje słabości czy ograniczenia, które są w głowie. Dla mnie to był piękny dzień. Cała atmosfera, organizacja, przejazd - po prostu bajka. Wrócę tam jeszcze nie raz. Tam naprawdę można zakochać się w kolarstwie. Ja się zakochałem.
Kategoria Maraton/zawody