Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi GbassSC z miasteczka Sosnowiec. Mam przejechane 6037.96 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.20 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 30499 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy GbassSC.bikestats.pl
  • DST 201.00km
  • VMAX 72.00km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 2481m
  • Sprzęt Triban 520
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wypad na Czechy. Pradziad zdobyty!

Niedziela, 22 maja 2016 · dodano: 22.05.2016 | Komentarze 0

W tygodniu szukałem miejsca na weekendowy wypad i odezwał się Arek z Raciborza, który zaproponował kręcenie po Czechach. Od razu się zgodziłem. Padło hasło Pradziad. Pasuje mi idealnie. W tamtym roku dałem plamę jadąc z Romkiem, dlatego chciałem spróbować sił raz jeszcze. Dzwonię do Kamila z Mysłowic i mówię jaka jest propozycja. Ten zgadza się bez zastanowienia i ustalamy szczegóły. W nocy z soboty na niedzielę planujemy wyjazd do Raciborza. Podjeżdżam przed 3 po Kamila, ładujemy jego rower i śmigamy do Arka. Docieramy po 4 i po przebraniu się i naszykowaniu sprzętu ruszamy równo o 5 w stronę Opavy.

Po spokojnej jeździe wjeżdżamy do Czech. Od razu ukazuje się inny asfalt. Przyjemność z jazdy! Docieramy do Opavy i tam na skrzyżowaniu odbijamy na Bruntal.

W pewnym momencie okazuje się, że droga jest zablokowana z powodu remontu torowiska. Kiedy próbujemy zawrócić, jeden z robotników mówi do nas, że tutaj obok jest kładka i możemy przejść z rowerami. Spoglądam na telefon i okazuje się, że Endomondo szaleje z GPS-em i nie liczy km. W sumie na rekordy średniej itp nie jechaliśmy, ale jednak warto mieć jakieś info do analizy po powrocie. Restartuje telefon, wcinamy żele i ruszamy dalej.


Zaczynają się górki. Co chwilę się wspinamy i zaraz zjeżdżamy. Tempo nieco spada.

Jednak po kilku podjazdach czekają na nas dwie serpentynki i na ich końcu docieramy do Bruntala. Tam odwiedzamy market Penny i robimy zakupy. Czas na krótką przerwę. Humory nam dopisują. Od śmiania się aż bolą nas brzuchy. Hity lecą jak w Radio Eska. Nawet Czesi na nas dziwnie patrzyli. My w sumie na nich też. O 8 rano wychodzić ze sklepu z wózkiem pełnym piwa? Można?! Da się?!

Po chwili na uzupełnienie węgli i płynów zbieramy się do jazdy i po starcie odbijamy na trasę 450 i jedziemy do Małej Moravki. Tam kolejny piękny zjazd. Po prostu poezja! W Moravce kierunek w prawo i wspinamy się na parking przed wjazdem na Pradziada. Spokojnie docieramy do szlabanu, pytamy jeszcze miejscowego czy to na pewno tutaj i rozpoczynamy wjazd.

Z góry co chwilę zjeżdżają auta i rowerzyści. My natomiast myślimy tylko i wyłącznie o tym, żeby wjechać na szczyt i cieszyć się widokami. Wjeżdżając podziwiamy piękne lasy, które mamy dookoła. Leżące drzewa na zboczach gór nadają super uroku.

Dojeżdżamy do Ovcarni i tam zaczyna się turystyka. Sporo aut i ludzi, którzy na nogach kierują się na górę. Wlewamy wodę ze źródła do bidonów, polewamy głowy i jedziemy na szczyt.

Po chwili jesteśmy już przed iglicą. Przybijamy piątki! Plan i cel wykonany! Jeszcze rok temu oglądaliśmy Pradziada na Google Maps a teraz jesteśmy w tym miejscu. Rekord wysokości – 1492m!



Siadamy na ławkach, robimy zdjęcia i pijemy triumfalne czeskie piwko Redegast. Taki właśnie był plan! O to chodziło!

Sącząc złocisty napój - oczywiście bezalkoholowy - spoglądamy na piękne góreczki.

Po chwili radości zaczęło tak wiać, że zbieramy się do restauracji, która jest w środku budynku. Ssało nas w żołądkach i to konkretnie. Wyciągamy nasz majątek w czeskich koronach i sprawdzamy na co nas stać :) Liczymy stówki a Czesi płaczą ze śmiechu spoglądając na nas.

Ostateczni zamawiamy 3 porcje spagethii. Węgle i sosik w sam raz. Przy takiej ilości ludzi szybko dociera do nas solidna porcja makaronu i z prędkością światła opróżniamy talerze. Wsiadamy ponownie na rowery, spoglądamy na góry i ruszamy w dół. Niestety pierwszy odcinek to istny dramat. Ludzie chodzili od lewej do prawej. Co chwilę hamowaliśmy prawie do zera. Po wyjeździe z parkingu ciśniemy z górki. Na blacie 70km/h i zwątpiłem. Za dużo zakrętów i piachu z kamieniami. Wyższa prędkość raczej nie wchodziła w grę. Na dolnym parkingu decydujemy się na krótszą drogę do Bruntala. Wszystko niby super. Długi zjazd lasem, serpentynki…ale niestety tragiczna droga. W Czechach takiej jeszcze nie widziałem. W expressowym tempie ponownie meldujemy się pod marketem Penny. Wydajemy ostatnie nasze korony na cole, banany i wodę. Arek mówi, że lekko go odcięło, ale po wrzuceniu porcji jedzenia nieco odżywa i ruszamy w stronę Krnova. Przed nami rewelacyjny i na super asfalcie zjazd. Bez kręcenia na liczniku mam 72km/h. Rekord życiowy! Docieramy do Krnova. Tam szybka toaleta w Kauflandzie i jedziemy na Opavę. Arek wpada na pomysł, żeby zjechać wcześniej do Polski. Odbijamy więc na Branice i chyba robimy błąd wypadu.

Droga z hopkami i dziurami. Trzepało nami niesamowicie. Po dłuższym „SPA” wjeżdżamy do Kietrza. Tam odwiedzamy sklep i uzupełniamy wodę. Arek już jedzie na oparach. Mimo wszystko daje z siebie maxa i po kilku kilometrach jesteśmy w Raciborzu. Docieramy pod Tesco i kończymy trip.
Najważniejsze z wypadu:
Życiówka w dystansie Arka i Kamila – 201km. Mnie zabrakło 2km do rekordu.
Życiówka zdobytego szczytu – 1492m
Życiówka prędkości 72km/h
Rewelacyjny humor. Czy ciężko czy lekko – zawsze z bananem na ustach.
Zjedzone: 6 bananów, 4 żele, 1 snickers, 1 porcja spagethii, 2 ciasteczka Belvita
Wypite: 8 bidonów, 2 puszki coli, 1 czeski browarek
Efekt: 1kg mniej na wadze 


Kategoria Polska-Czechy



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa tajaj
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]