Info
Ten blog rowerowy prowadzi GbassSC z miasteczka Sosnowiec. Mam przejechane 6037.96 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.20 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 30499 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2017, Lipiec2 - 0
- 2016, Lipiec7 - 0
- 2016, Czerwiec5 - 2
- 2016, Maj3 - 0
- 2016, Kwiecień4 - 0
- 2016, Marzec4 - 0
- 2016, Styczeń2 - 0
- 2015, Grudzień3 - 0
- 2015, Sierpień7 - 0
- 2015, Lipiec7 - 0
- 2015, Czerwiec9 - 0
- 2015, Maj6 - 4
- 2015, Kwiecień3 - 0
- 2015, Marzec3 - 0
- 2014, Maj1 - 2
- 2013, Lipiec8 - 0
- 2013, Maj5 - 0
- 2013, Kwiecień11 - 0
- 2013, Marzec5 - 2
- DST 201.00km
- VMAX 72.00km/h
- Temperatura 21.0°C
- Podjazdy 2481m
- Sprzęt Triban 520
- Aktywność Jazda na rowerze
Wypad na Czechy. Pradziad zdobyty!
Niedziela, 22 maja 2016 · dodano: 22.05.2016 | Komentarze 0
W
tygodniu szukałem miejsca na weekendowy wypad i odezwał się Arek z Raciborza,
który zaproponował kręcenie po Czechach. Od razu się zgodziłem. Padło hasło
Pradziad. Pasuje mi idealnie. W tamtym roku dałem plamę jadąc z Romkiem,
dlatego chciałem spróbować sił raz jeszcze. Dzwonię do Kamila z Mysłowic i
mówię jaka jest propozycja. Ten zgadza się bez zastanowienia i ustalamy
szczegóły. W nocy z soboty na niedzielę planujemy wyjazd do Raciborza.
Podjeżdżam przed 3 po Kamila, ładujemy jego rower i śmigamy do Arka. Docieramy
po 4 i po przebraniu się i naszykowaniu sprzętu ruszamy równo o 5 w stronę
Opavy.
Po spokojnej jeździe wjeżdżamy do Czech. Od razu ukazuje się inny asfalt. Przyjemność z jazdy! Docieramy do Opavy i tam na skrzyżowaniu odbijamy na Bruntal.
W pewnym momencie okazuje się, że droga jest zablokowana z powodu
remontu torowiska. Kiedy próbujemy zawrócić, jeden z robotników mówi do nas, że
tutaj obok jest kładka i możemy przejść z rowerami. Spoglądam na telefon i
okazuje się, że Endomondo szaleje z GPS-em i nie liczy km. W sumie na rekordy
średniej itp nie jechaliśmy, ale jednak warto mieć jakieś info do analizy po
powrocie. Restartuje telefon, wcinamy żele i ruszamy dalej.
Zaczynają się górki. Co chwilę się wspinamy i zaraz zjeżdżamy. Tempo nieco spada.
Jednak po
kilku podjazdach czekają na nas dwie serpentynki i na ich końcu docieramy do
Bruntala. Tam odwiedzamy market Penny i robimy zakupy. Czas na krótką przerwę. Humory nam dopisują.
Od śmiania się aż bolą nas brzuchy. Hity lecą jak w Radio Eska. Nawet Czesi na
nas dziwnie patrzyli. My w sumie na nich też. O 8 rano wychodzić ze sklepu z
wózkiem pełnym piwa? Można?! Da się?!
Po
chwili na uzupełnienie węgli i płynów zbieramy się do jazdy i po starcie odbijamy
na trasę 450 i jedziemy do Małej Moravki. Tam kolejny piękny zjazd. Po prostu poezja!
W Moravce kierunek w prawo i wspinamy się na parking przed wjazdem na
Pradziada. Spokojnie docieramy do szlabanu, pytamy jeszcze miejscowego czy to
na pewno tutaj i rozpoczynamy wjazd.
Z
góry co chwilę zjeżdżają auta i rowerzyści. My natomiast myślimy tylko i
wyłącznie o tym, żeby wjechać na szczyt i cieszyć się widokami. Wjeżdżając
podziwiamy piękne lasy, które mamy dookoła. Leżące drzewa na zboczach gór
nadają super uroku.
Dojeżdżamy do Ovcarni i tam zaczyna się turystyka. Sporo
aut i ludzi, którzy na nogach kierują się na górę. Wlewamy wodę ze źródła do
bidonów, polewamy głowy i jedziemy na szczyt.
Po chwili jesteśmy już przed iglicą. Przybijamy piątki! Plan i cel wykonany! Jeszcze rok temu oglądaliśmy Pradziada na Google Maps a teraz jesteśmy w tym miejscu. Rekord wysokości – 1492m!
Siadamy na ławkach, robimy zdjęcia i pijemy triumfalne czeskie piwko Redegast. Taki właśnie był plan! O to chodziło!
Sącząc złocisty napój - oczywiście bezalkoholowy - spoglądamy na piękne góreczki.
Po chwili radości zaczęło tak wiać, że zbieramy się do restauracji, która jest w środku budynku. Ssało nas w żołądkach i to konkretnie. Wyciągamy nasz majątek w czeskich koronach i sprawdzamy na co nas stać :) Liczymy stówki a Czesi płaczą ze śmiechu spoglądając na nas.
Ostateczni zamawiamy 3 porcje spagethii. Węgle i sosik w sam raz. Przy takiej ilości ludzi szybko dociera do nas solidna porcja makaronu i z prędkością światła opróżniamy talerze. Wsiadamy ponownie na rowery, spoglądamy na góry i ruszamy w dół. Niestety pierwszy odcinek to istny dramat. Ludzie chodzili od lewej do prawej. Co chwilę hamowaliśmy prawie do zera. Po wyjeździe z parkingu ciśniemy z górki. Na blacie 70km/h i zwątpiłem. Za dużo zakrętów i piachu z kamieniami. Wyższa prędkość raczej nie wchodziła w grę. Na dolnym parkingu decydujemy się na krótszą drogę do Bruntala. Wszystko niby super. Długi zjazd lasem, serpentynki…ale niestety tragiczna droga. W Czechach takiej jeszcze nie widziałem. W expressowym tempie ponownie meldujemy się pod marketem Penny. Wydajemy ostatnie nasze korony na cole, banany i wodę. Arek mówi, że lekko go odcięło, ale po wrzuceniu porcji jedzenia nieco odżywa i ruszamy w stronę Krnova. Przed nami rewelacyjny i na super asfalcie zjazd. Bez kręcenia na liczniku mam 72km/h. Rekord życiowy! Docieramy do Krnova. Tam szybka toaleta w Kauflandzie i jedziemy na Opavę. Arek wpada na pomysł, żeby zjechać wcześniej do Polski. Odbijamy więc na Branice i chyba robimy błąd wypadu.
Droga z hopkami i dziurami. Trzepało nami niesamowicie. Po dłuższym „SPA” wjeżdżamy do Kietrza. Tam odwiedzamy sklep i uzupełniamy wodę. Arek już jedzie na oparach. Mimo wszystko daje z siebie maxa i po kilku kilometrach jesteśmy w Raciborzu. Docieramy pod Tesco i kończymy trip.
Najważniejsze
z wypadu:Po chwili radości zaczęło tak wiać, że zbieramy się do restauracji, która jest w środku budynku. Ssało nas w żołądkach i to konkretnie. Wyciągamy nasz majątek w czeskich koronach i sprawdzamy na co nas stać :) Liczymy stówki a Czesi płaczą ze śmiechu spoglądając na nas.
Ostateczni zamawiamy 3 porcje spagethii. Węgle i sosik w sam raz. Przy takiej ilości ludzi szybko dociera do nas solidna porcja makaronu i z prędkością światła opróżniamy talerze. Wsiadamy ponownie na rowery, spoglądamy na góry i ruszamy w dół. Niestety pierwszy odcinek to istny dramat. Ludzie chodzili od lewej do prawej. Co chwilę hamowaliśmy prawie do zera. Po wyjeździe z parkingu ciśniemy z górki. Na blacie 70km/h i zwątpiłem. Za dużo zakrętów i piachu z kamieniami. Wyższa prędkość raczej nie wchodziła w grę. Na dolnym parkingu decydujemy się na krótszą drogę do Bruntala. Wszystko niby super. Długi zjazd lasem, serpentynki…ale niestety tragiczna droga. W Czechach takiej jeszcze nie widziałem. W expressowym tempie ponownie meldujemy się pod marketem Penny. Wydajemy ostatnie nasze korony na cole, banany i wodę. Arek mówi, że lekko go odcięło, ale po wrzuceniu porcji jedzenia nieco odżywa i ruszamy w stronę Krnova. Przed nami rewelacyjny i na super asfalcie zjazd. Bez kręcenia na liczniku mam 72km/h. Rekord życiowy! Docieramy do Krnova. Tam szybka toaleta w Kauflandzie i jedziemy na Opavę. Arek wpada na pomysł, żeby zjechać wcześniej do Polski. Odbijamy więc na Branice i chyba robimy błąd wypadu.
Droga z hopkami i dziurami. Trzepało nami niesamowicie. Po dłuższym „SPA” wjeżdżamy do Kietrza. Tam odwiedzamy sklep i uzupełniamy wodę. Arek już jedzie na oparach. Mimo wszystko daje z siebie maxa i po kilku kilometrach jesteśmy w Raciborzu. Docieramy pod Tesco i kończymy trip.
Życiówka w dystansie Arka i Kamila – 201km. Mnie zabrakło 2km do rekordu.
Życiówka zdobytego szczytu – 1492m
Życiówka prędkości 72km/h
Rewelacyjny humor. Czy ciężko czy lekko – zawsze z bananem na ustach.
Zjedzone: 6 bananów, 4 żele, 1 snickers, 1 porcja spagethii, 2 ciasteczka Belvita
Wypite: 8 bidonów, 2 puszki coli, 1 czeski browarek
Efekt: 1kg mniej na wadze
Kategoria Polska-Czechy