Info
Ten blog rowerowy prowadzi GbassSC z miasteczka Sosnowiec. Mam przejechane 6037.96 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.20 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 30499 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2017, Lipiec2 - 0
- 2016, Lipiec7 - 0
- 2016, Czerwiec5 - 2
- 2016, Maj3 - 0
- 2016, Kwiecień4 - 0
- 2016, Marzec4 - 0
- 2016, Styczeń2 - 0
- 2015, Grudzień3 - 0
- 2015, Sierpień7 - 0
- 2015, Lipiec7 - 0
- 2015, Czerwiec9 - 0
- 2015, Maj6 - 4
- 2015, Kwiecień3 - 0
- 2015, Marzec3 - 0
- 2014, Maj1 - 2
- 2013, Lipiec8 - 0
- 2013, Maj5 - 0
- 2013, Kwiecień11 - 0
- 2013, Marzec5 - 2
- DST 174.60km
- Czas 06:30
- VAVG 26.86km/h
- VMAX 60.00km/h
- Kalorie 7300kcal
- Podjazdy 732m
- Sprzęt Triban 520
- Aktywność Jazda na rowerze
Wypad na Jasną Górę i mega wiatr
Niedziela, 10 lipca 2016 · dodano: 22.07.2016 | Komentarze 0
Zdecydowałem się na wypad w zupełnie inną stronę niż jeździłem dotychczas. Tym razem obrałem kierunek na północ i padło na Częstochowę. Z racji tego, że żaden z chłopaków nie miał czasu na jazdę, wybrałem się na Jasną Górę sam. Tradycyjnie ruszyłem o 5 i znajomą trasą pomknąłem na Siewierz i później odbiłem na Pińczyce i Lgotę Górną. Przy okazji poznałem inne wioski i kilka pagórków. W Lgocie Nadwarcie skręcam w lewo na Żarki i kręcę wzdłuż Zalewu Porajskiego. Droga pusta, jedzie się przyjemnie. Przed Kolonią Poczesną omijam trasę "1" i skręcam w prawo. Zaczyna się odcinek niczym Paryż-Roubaix. Ni to kostka, ni to płyty - rzuca rowerem nieźle. Wpadam bokiem do Czewy i zatrzymuje się na Orlenie. Kawka, toaleta i...nawałnica pielgrzymów. Autokar za autokarem. Ludzi tyle, że nie da się wejść na stację. Uzupełniam płyty i ruszam dalej. Spokojnym tempem docieram na Jasną Górę.
Powolutku wjeżdżam na górę. Zbierają się pielgrzymi, każdy zacieniony kawałek placu już zajęty. Schodzę z roweru i podchodzi do mnie starszy mężczyzna. Wita się i pyta skąd jestem, ile przejechałem i czy może mi w czymś pomóc. Poprosiłem o zrobienie zdjęcia. Efekt taki:
Nie wiem co jest w tej koszulce, ale każda osoba, która przechodziła obok mnie, albo spoglądała albo podchodziła i mówiła: Super, że jest Pan za naszym krajem. Nie lubię jak się promuje obce państwa albo zagraniczne kluby. Tych ludzi było sporo. Byłem w szoku. Siedziałem tam może z 15 minut i non stop ktoś się kłaniał albo zagadywał. Trochę dziwne ale miło mi było. Po krótkim odpoczynku zdecydowałem się zjechać na aleje i poszukać miejsca żeby wypić kawę i coś zjeść. Jadąc widzę po lewej stronie polską knajpę. Wpadam do środka i składam zamówienie.
- Dzień dobry. Proszę rosół bez makaronu i golonkę z chrzanem bez chleba
- Ale jak to...to ja Panu może ziemniaków ugotuje, może frytki dam?
- Nie dziękuję, proszę to o co prosiłem
- Ale jak to tak...bez chleba? Bez ziemniaka? (zdziwienie sięgnęło szczytu)
- Tak. Proszę bez.
- Wie Pan...ale obiady dopiero od 12 a jest 9...
Skończyło się ostatecznie na golonce i pysznej kawie. Czekam na zamówienie i nagle wpada do środka jakiś facet z aparatem. Ooooo super, że Pana widzę. Pędziłem za Panem, extra koszulka. Ależ ten orzeł...mogę zdjęcie? Myślałem, że padnę ze śmiechu. Pocisnął gość bajerę i jeszcze go na jajecznicę namówiłem. Kupił chociaż nie był głodny. Panie zachwycone. Wyszedłem na zewnątrz i usiadłem do stolika. Po chwili dostałem zamówienie.
Pojadłem, popiłem i wskoczyłem do sklepu obok. Zrobiłem zapasy wody i ruszyłem w drogę powrotną. Mijając tabliczkę Częstochowa zerwał się silny wiatr. Wiało non stop w twarz. Ja w prawo - wiatr też. Ja w lewo - on też. Dojechałem do Zalewu i byłem bardziej zmęczony wiatrem niż całą jazdą.
Cykam fotkę i ruszam w stronę Myszkowa. Wieje dalej. Średnia spada, przyjemność z jazdy również. W Myszkowie odbijam na Czekankę i w Siewierzu na Trzebiesławice. Dojeżdżam do Pogorii ale tam również wieje. Przebijam się alejkami pełnymi ludzi i jeszcze nerwy mnie biorą jak widzę "Januszy" jeżdżących środkiem albo po całym pasie i jeszcze zdziwionych, że ktoś im zwraca uwagę. Docieram do centrum Dąbrowy Górniczej i zbliżam się do domu. W Będzinie już wieje tak, że z górki jadę 27km/h zamiast standardowego 50 jak to tam zawsze pomykam. Ostatnie 5km jadę już na spokojnie. Wpadam na Pogoń i kończę wypad. Gdyby nie ten wiatr, to byłoby całkiem nieźle. Ogólnie trip na plus.
Powolutku wjeżdżam na górę. Zbierają się pielgrzymi, każdy zacieniony kawałek placu już zajęty. Schodzę z roweru i podchodzi do mnie starszy mężczyzna. Wita się i pyta skąd jestem, ile przejechałem i czy może mi w czymś pomóc. Poprosiłem o zrobienie zdjęcia. Efekt taki:
Nie wiem co jest w tej koszulce, ale każda osoba, która przechodziła obok mnie, albo spoglądała albo podchodziła i mówiła: Super, że jest Pan za naszym krajem. Nie lubię jak się promuje obce państwa albo zagraniczne kluby. Tych ludzi było sporo. Byłem w szoku. Siedziałem tam może z 15 minut i non stop ktoś się kłaniał albo zagadywał. Trochę dziwne ale miło mi było. Po krótkim odpoczynku zdecydowałem się zjechać na aleje i poszukać miejsca żeby wypić kawę i coś zjeść. Jadąc widzę po lewej stronie polską knajpę. Wpadam do środka i składam zamówienie.
- Dzień dobry. Proszę rosół bez makaronu i golonkę z chrzanem bez chleba
- Ale jak to...to ja Panu może ziemniaków ugotuje, może frytki dam?
- Nie dziękuję, proszę to o co prosiłem
- Ale jak to tak...bez chleba? Bez ziemniaka? (zdziwienie sięgnęło szczytu)
- Tak. Proszę bez.
- Wie Pan...ale obiady dopiero od 12 a jest 9...
Skończyło się ostatecznie na golonce i pysznej kawie. Czekam na zamówienie i nagle wpada do środka jakiś facet z aparatem. Ooooo super, że Pana widzę. Pędziłem za Panem, extra koszulka. Ależ ten orzeł...mogę zdjęcie? Myślałem, że padnę ze śmiechu. Pocisnął gość bajerę i jeszcze go na jajecznicę namówiłem. Kupił chociaż nie był głodny. Panie zachwycone. Wyszedłem na zewnątrz i usiadłem do stolika. Po chwili dostałem zamówienie.
Pojadłem, popiłem i wskoczyłem do sklepu obok. Zrobiłem zapasy wody i ruszyłem w drogę powrotną. Mijając tabliczkę Częstochowa zerwał się silny wiatr. Wiało non stop w twarz. Ja w prawo - wiatr też. Ja w lewo - on też. Dojechałem do Zalewu i byłem bardziej zmęczony wiatrem niż całą jazdą.
Cykam fotkę i ruszam w stronę Myszkowa. Wieje dalej. Średnia spada, przyjemność z jazdy również. W Myszkowie odbijam na Czekankę i w Siewierzu na Trzebiesławice. Dojeżdżam do Pogorii ale tam również wieje. Przebijam się alejkami pełnymi ludzi i jeszcze nerwy mnie biorą jak widzę "Januszy" jeżdżących środkiem albo po całym pasie i jeszcze zdziwionych, że ktoś im zwraca uwagę. Docieram do centrum Dąbrowy Górniczej i zbliżam się do domu. W Będzinie już wieje tak, że z górki jadę 27km/h zamiast standardowego 50 jak to tam zawsze pomykam. Ostatnie 5km jadę już na spokojnie. Wpadam na Pogoń i kończę wypad. Gdyby nie ten wiatr, to byłoby całkiem nieźle. Ogólnie trip na plus.
Kategoria Wycieczki