Info
Ten blog rowerowy prowadzi GbassSC z miasteczka Sosnowiec. Mam przejechane 6037.96 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.20 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 30499 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2017, Lipiec2 - 0
- 2016, Lipiec7 - 0
- 2016, Czerwiec5 - 2
- 2016, Maj3 - 0
- 2016, Kwiecień4 - 0
- 2016, Marzec4 - 0
- 2016, Styczeń2 - 0
- 2015, Grudzień3 - 0
- 2015, Sierpień7 - 0
- 2015, Lipiec7 - 0
- 2015, Czerwiec9 - 0
- 2015, Maj6 - 4
- 2015, Kwiecień3 - 0
- 2015, Marzec3 - 0
- 2014, Maj1 - 2
- 2013, Lipiec8 - 0
- 2013, Maj5 - 0
- 2013, Kwiecień11 - 0
- 2013, Marzec5 - 2
Wpisy archiwalne w miesiącu
Czerwiec, 2015
Dystans całkowity: | 681.18 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 27:54 |
Średnia prędkość: | 24.42 km/h |
Maksymalna prędkość: | 62.65 km/h |
Suma podjazdów: | 3475 m |
Suma kalorii: | 17801 kcal |
Liczba aktywności: | 9 |
Średnio na aktywność: | 75.69 km i 3h 06m |
Więcej statystyk |
- DST 150.80km
- Czas 06:36
- VAVG 22.85km/h
- VMAX 62.65km/h
- Kalorie 6000kcal
- Podjazdy 1303m
- Aktywność Jazda na rowerze
Trójstyk i nas też trzech
Sobota, 27 czerwca 2015 · dodano: 31.12.2015 | Komentarze 0
Przyszedł czas na kolejny wypad weekendowy. Ochota zrobiła się już tak duża na jeżdżenie, że miejsce było tylko formalnością. Z chłopakami zgadujemy się na fejsie i razem ustalamy, że jedziemy na Trójstyk (Czechy, Słowacja, Polska). Wieczorem pakowanko, lekka kolacja i czas na krótki sen. Wstaje o 1:00. Kawa, posiłek i przyjeżdża po mnie jeden z Arków (z Jaworzna). Pakuje do Traffica moją szosę i jedziemy do Żor. Pod decathlonem czeka na nas drugi Arek, który przyjechał z Raciborza. Zostawiamy auta, wsiadamy na nasze sprzęty i ruszamy. Jeden Arek na szosie, drugi na trekingu a ja na MTB. Zestaw zabójczy.
Ciśniemy przed siebie główną drogą na Wisłę. Zmieniamy się co chwilę, żeby każdy miał możliwość odpocząć przed górkami. Wjeżdżamy do Wisły, parkujemy na Orlenie, szybka toaleta, gorąca kawa i ruszamy na Kubalonkę. Podjazd zaczyna się konkretnie. Prędkość od razu spada. Do przodu wypruwa Arek na szosie (cwaniak jeden :)) a ja z drugim Arkiem drepczemy ku górze. Mijają nas busy, których silniki wyją jakby miały zaraz wyskoczyć spod maski. My jeszcze nie wyjemy:)
Na szczycie uzupełniamy płyny i zjeżdżamy, by po chwili znowu zwolnić i wspinać się na szczyt. W końcu dojeżdżamy do Jaworzynki i zatrzymujemy się między domkami przy przystanku. Zastanawiamy się gdzie jechać, bo droga się skończyła. W jednym z zaparkowanych samochodów siedział miejscowy i widząc naszą burzę mózgów pokazuje nam wąską uliczkę. Ruszamy i po chwili widzimy miejsce docelowe jakim jest Trójstyk.
Ciśniemy przed siebie główną drogą na Wisłę. Zmieniamy się co chwilę, żeby każdy miał możliwość odpocząć przed górkami. Wjeżdżamy do Wisły, parkujemy na Orlenie, szybka toaleta, gorąca kawa i ruszamy na Kubalonkę. Podjazd zaczyna się konkretnie. Prędkość od razu spada. Do przodu wypruwa Arek na szosie (cwaniak jeden :)) a ja z drugim Arkiem drepczemy ku górze. Mijają nas busy, których silniki wyją jakby miały zaraz wyskoczyć spod maski. My jeszcze nie wyjemy:)
Na szczycie uzupełniamy płyny i zjeżdżamy, by po chwili znowu zwolnić i wspinać się na szczyt. W końcu dojeżdżamy do Jaworzynki i zatrzymujemy się między domkami przy przystanku. Zastanawiamy się gdzie jechać, bo droga się skończyła. W jednym z zaparkowanych samochodów siedział miejscowy i widząc naszą burzę mózgów pokazuje nam wąską uliczkę. Ruszamy i po chwili widzimy miejsce docelowe jakim jest Trójstyk.
Mapa okolicy
Arek i Ja
W komplecie po stronie polskiej
Tutaj po stronie słowackiej
Ze strony słowackiej patrzymy na czesko-polską
Widok na stronę słowacką
Po krótkiej sesji i kupie śmiechu pakujemy się na bryki i ruszamy głębiej do Czech, jednak nie daleko od granicy. Ledwo ruszamy i pojawia się pierwsza góreczka. Niby krótka, ale podjazd z nachyleniem jak na Gliczarów. Arek na szosie wjeżdża z trudem, a my próbujemy ile sił. Zmieniając przełożenie blokuje mi się łańcuch, nie zdążam wypiąć SPD i ląduję na krzakach z jakimiś kolcami. Arek pomaga mi wstać, a jak się okazało, za krzakami była mała przepaść. Ostatecznie wprowadzamy rowery te kilka metrów.
Dojeżdżamy do Hrcavy i postanawiamy ruszyć na Jablunkov. Jednak przed zjazdem zatrzymujemy się i pytamy miejscowego o drogę. I wtedy następuje najlepszy dialog wyjazdu. Młody koleś lekko zachwiany patrzy na mnie, a ja mówie do niego. "Jak jechać na Jablunkov?" A on do mnie "Ahoj....yyyyyyy.....kurwa mać nie umiem po czesku" i poszedł :) Ostatecznie ruszamy wąską uliczką między domami i wjeżdżamy do Bukovca. Pędzimy dosyć mocno i nagle Arek z Raciborza wypala tekst "nie pędź tak, mamy czas" po czym za chwile słychać pssssss i Arek mówi "ejjjjj chyba złapałem gumę...". Zatrzymujemy się a Arka opony miały takie przetarcia, że dwa palce wchodziły:) Chłopak nie zauważył - zdarza się :) Okazało się, że z całego towarzystwa tylko ja mam zestaw naprawczy. Łatkami kleimy dętkę i wszystkie dziury w oponie. Ostatecznie ruszamy i w miejscowości Nawsie robimy postój na stacji, żeby umyć się po naprawie koła. Podchodzi do nas jeden z tankujących Czechów i pyta gdzie jedziemy. Po chwili pokazuje nam wspaniałą ścieżkę wzdłuż drogi numer 11. Kapitalna nawierzchnia. Żadnej dziurki. Równo jak na stole. Mijamy grupki rowerzystów. Pozdrowienia, że aż ręka bolała. W końcu dojeżdżamy do Trzyńca i tam odbijamy w stronę Polski. Mijamy Cisownicę i w Ustroniu skręcamy na Żory. Spokojnie docieramy na parking i ładujemy się do aut. Po tym wypadzie stwierdziłem, że czas zmienić rower na szosowy.
Dojeżdżamy do Hrcavy i postanawiamy ruszyć na Jablunkov. Jednak przed zjazdem zatrzymujemy się i pytamy miejscowego o drogę. I wtedy następuje najlepszy dialog wyjazdu. Młody koleś lekko zachwiany patrzy na mnie, a ja mówie do niego. "Jak jechać na Jablunkov?" A on do mnie "Ahoj....yyyyyyy.....kurwa mać nie umiem po czesku" i poszedł :) Ostatecznie ruszamy wąską uliczką między domami i wjeżdżamy do Bukovca. Pędzimy dosyć mocno i nagle Arek z Raciborza wypala tekst "nie pędź tak, mamy czas" po czym za chwile słychać pssssss i Arek mówi "ejjjjj chyba złapałem gumę...". Zatrzymujemy się a Arka opony miały takie przetarcia, że dwa palce wchodziły:) Chłopak nie zauważył - zdarza się :) Okazało się, że z całego towarzystwa tylko ja mam zestaw naprawczy. Łatkami kleimy dętkę i wszystkie dziury w oponie. Ostatecznie ruszamy i w miejscowości Nawsie robimy postój na stacji, żeby umyć się po naprawie koła. Podchodzi do nas jeden z tankujących Czechów i pyta gdzie jedziemy. Po chwili pokazuje nam wspaniałą ścieżkę wzdłuż drogi numer 11. Kapitalna nawierzchnia. Żadnej dziurki. Równo jak na stole. Mijamy grupki rowerzystów. Pozdrowienia, że aż ręka bolała. W końcu dojeżdżamy do Trzyńca i tam odbijamy w stronę Polski. Mijamy Cisownicę i w Ustroniu skręcamy na Żory. Spokojnie docieramy na parking i ładujemy się do aut. Po tym wypadzie stwierdziłem, że czas zmienić rower na szosowy.
Kategoria Góry i góreczki
- DST 202.61km
- Czas 07:58
- VAVG 25.43km/h
- VMAX 49.39km/h
- Kalorie 8432kcal
- Podjazdy 1109m
- Aktywność Jazda na rowerze
Śląski Maraton Rowerowy - relacja
Niedziela, 21 czerwca 2015 · dodano: 31.12.2015 | Komentarze 0
Pewnego marcowego dnia siedziałem w domu i powiedziałem sam do siebie, że trzeba się czymś zająć. Chodziło oczywiście o jakiś cel sportowy. Siatkówka, którą kocham, jest sportem zespołowym. Niestety sam w nią nie zagram. Szukałem czegoś, co mogę robić sam i czerpać z tego przyjemność. Szukając w myślach nowego kierunku przewijały się różne myśli. Jednak tego dnia nic nie wymyśliłem. Za kilka dni poszedłem do piwnicy po narzędzia. Wchodzę i spojrzałem na mój rower MTB. Bingo! Lampka się zaświeciła. Już wiem czego chcę. Szybko wróciłem, odpaliłem kompa i rozpocząłem poszukiwania jakiegoś celu. Znalazłem Śląski Maraton Rowerowy w Mszanie Dolnej. Blisko, łatwy dojazd, wybór dystansów od 100 do 600km. Padło na 200. Miałem niespełna 3 miesiące, żeby coś pokręcić i wystartować. Porozmawiałem z Arkiem z Jaworzna o tym celu i ku mojemu zdziwieniu, Arek pojechał do sklepu i kupił szosówkę - też wystartuje. Rozpoczęliśmy krótkie wypady, przyzwyczajenie się do jazdy. W końcu nadszedł ten dzień. Jedziemy. Start zaplanowany bodajże na 5:30, a my meldujemy się o 4:00. Podjeżdżamy na start autem, ale widzimy, że jeden z zawodników prowadzi rower. Mówi do nas, że nie da rady. Padły kolana. Startował na 300km. Dochodzimy do punktu rejestracji i słyszymy od kolejnych chłopaków, że ci którzy ruszyli zdecydowanie wcześniej na 600, 500 i 400km mieli fatalną pogodę. Grad, deszcz itp. No to będzie ciekawie pomyślałem. Rejestrujemy się, przebieramy i docieramy na start. Pamiątkowe zdjęcia i ruszamy w grupach. Pogoda od początku nie rozpieszcza. Chłodno, pochmurno. Od startu ciśniemy ile sił. Wszyscy na szosach a ja na MTB. Siedze chłopakom na kole. Do pierwszego PK na 63km jedziemy równo. Później stwierdzam, że nie dam rady jechać w takich tempie na tym rowerze, bo padne szybko. Decyduje się na samotną jazdę. Od 70 km zaczyna padać. Ubieram pelerynkę (dzięki mamo!) i jadę dalej. W głowie sporo myśli, bo deszcz coraz gęściejszy. Dojeżdżam do startu/mety i odbijam kartę. Przede mną jeszcze jedna pętla. Widzę, że ludzie się wycofują. Jedni ze zmęczenia, drudzy wystraszyli się deszczu. Wypijam szybko kawę i mówię do siebie, że nie po to tyle kręciłem, żeby teraz nie dokończyć mojego celu jaki sobie postawiłem. Wykręcam bluzkę i pozbywam się z 3kg wody. Ruszam. Pierwszy zakręt i ściana deszczu. Leje niemiłosiernie. Po kilku km przestaje. Poczułem ulgę, ale przede mną jeszcze prawie 90km! Wyjeżdżając z Czech kolejna ściana, ale lało tak gęsto, że zatrzymuje się na przystanku, bo nic nie było widać. Wykręcam ubranie ponownie, wycieram twarz i ruszam. Na trzecim PK odbijam kartę, uzupełniam bidony i wracam na trasę. Dojeżdżam do mety w pełni zadowolony i szczęśliwy. Życiówka zrobiona. 202km w 8 godzin na MTB i w takich warunkach. Taki maraton kształtuje charakter i wolę walki do końca. Mnie ten wypad ustawił na cały sezon. Od tego maratonu zaczęło się na dobre. Co weekend rower i nowe miejsca do zobaczenia.
Po zawodach prysznic i 10min moczenia stóp w ciepłej cieczy, żeby doszły do siebie po jeździe w wodzie przez ponad 100km. Pózniej siadam pod parasolem i poznaję Bogusia Damka z Bielska. Rozmawiamy mając przy sobie pyszną kawę, bigos, ciasto. Później ma miejsce dekoracja.
Szybko odbieram puchar i zwijam żagle, bo nadeszła mega burza. Takiego koloru chmur to chyba nigdy nie widziałem. Wsiadam do auta i ruszam. Wjeżdżam na autostradę a za chwilę zatrzymują mnie tajniacy. Okazało się, że z tego pośpiechu nie zapiąłem pasów. Policjant patrzy do środka auta a tam brudny rower, mokre ubrania itp. Niestety nie dał się przekonać. Efekt - 100zł i 2 pkt.
Po zawodach prysznic i 10min moczenia stóp w ciepłej cieczy, żeby doszły do siebie po jeździe w wodzie przez ponad 100km. Pózniej siadam pod parasolem i poznaję Bogusia Damka z Bielska. Rozmawiamy mając przy sobie pyszną kawę, bigos, ciasto. Później ma miejsce dekoracja.
Szybko odbieram puchar i zwijam żagle, bo nadeszła mega burza. Takiego koloru chmur to chyba nigdy nie widziałem. Wsiadam do auta i ruszam. Wjeżdżam na autostradę a za chwilę zatrzymują mnie tajniacy. Okazało się, że z tego pośpiechu nie zapiąłem pasów. Policjant patrzy do środka auta a tam brudny rower, mokre ubrania itp. Niestety nie dał się przekonać. Efekt - 100zł i 2 pkt.
Kategoria Maraton/zawody
- DST 44.86km
- Czas 01:39
- VAVG 27.19km/h
- Sprzęt Triban 520
- Aktywność Jazda na rowerze
Pogoria
Środa, 17 czerwca 2015 · dodano: 01.01.2016 | Komentarze 0
Kategoria Krótkie - szybkie
- DST 30.00km
- Czas 01:10
- VAVG 25.71km/h
- Sprzęt Triban 520
- Aktywność Jazda na rowerze
Sosnowiec
Poniedziałek, 15 czerwca 2015 · dodano: 01.01.2016 | Komentarze 0
Kategoria Krótkie - szybkie
- DST 50.41km
- Czas 01:51
- VAVG 27.25km/h
- Sprzęt Triban 520
- Aktywność Jazda na rowerze
Pogoria
Niedziela, 14 czerwca 2015 · dodano: 01.01.2016 | Komentarze 0
Kategoria Krótkie - szybkie
- DST 53.57km
- Czas 01:54
- VAVG 28.19km/h
- Sprzęt Triban 520
- Aktywność Jazda na rowerze
Pogoria
Sobota, 13 czerwca 2015 · dodano: 01.01.2016 | Komentarze 0
Kategoria Krótkie - szybkie
- DST 89.49km
- Czas 04:26
- VAVG 20.19km/h
- VMAX 55.29km/h
- Kalorie 3369kcal
- Podjazdy 1063m
- Aktywność Jazda na rowerze
Góra Żar i Kocierz "niespodzianka" :)
Sobota, 6 czerwca 2015 · dodano: 01.01.2016 | Komentarze 0
Przyszedł czas na pierwszy etap górski w ramach przygotowań do maratonu. Razem z Arkiem z Raciborza umawiamy się na trip do Międzybrodzia Żywieckiego. Spotykamy się przed Łękami - lokalizacja najlepsza dla nas obu. Zostawiam auto i ruszamy.
Ruszyliśmy dosyć mocno. Wiatr jak zawsze w twarz, dlatego co chwilę się zmieniamy. Wjeżdżamy do MŻ i zatrzymujemy się w Hill'u.
Ten sklep nie raz ratował tyłek nie tylko mnie. Szybkie zakupy i startujemy pod górę. Jedzie nam się płynnie.
Ten sklep nie raz ratował tyłek nie tylko mnie. Szybkie zakupy i startujemy pod górę. Jedzie nam się płynnie.
Rozmawiamy o dawnych latach bo nie widzieliśmy się od czasów jak Arek zakończył przygodę w Zagłębiu Sosnowiec. Jest o czym gadać. Anegdoty, żarty i śmiechu tyle, że zanim się zastanowiliśmy ile na szczyt, to już nas nim byliśmy. Schodzimy z rowerów, siadamy na trawie, a widoki....takie:)
Nic tak nie smakowało w tamtej chwili jak kawałek trawy i jedzenie, które kupiliśmy w Hill'u. Leżeliśmy przed stacją kolejki, oglądaliśmy piękne widoki, a temperatura zaczynała piąć się w górę. Zapowiadał się lekki upał. Dla nas nie miało to jednak znaczenia. Chwilo trwaj - pomyśleliśmy. Oczywiście nie zabrakło wspólnych zdjęć.
I solowych także.
Po relaksie pełną gębą zjeżdżamy ze szczytu. Cóż za radość. Prędkość, chłodny wiaterek i zero pedałowania. Na dole decydujemy się na odbicie w lewo. Teraz kierunek Andrychów. Jedziemy spokojnie i w dalszym ciągu nadrabiamy ostatnie lata opowiadając swoje historie. W pewnym momencie rozpoczyna się lekki podjazd. Najlepsze jest to, że nie mieliśmy pojęcia co to za górka, jaka wysokość itp. Nie sprawdzaliśmy tego wcześniej. Pniemy się i pniemy. Grzeje coraz mocniej. Jeden zakręt, drugi, trzeci a tu końca nie widać. Nagle ktoś zjeżdża. Pytamy ile jeszcze na górę, kolega odpowiada "Niespodzianka" i z rozbrajającym uśmiechem jedzie w dół. My pedałujemy dalej i w końcu docieramy na szczyt. Dopiero tam dotarło do nas, że to Kocierz.
Oglądamy aquapark, pijemy wodę i teraz czas na zjazd. Piękny, długi i szybki zjazd. Do Andrychowa dojeżdżamy w mgnieniu oka. Tam skręcamy w lewo i jedziemy na Kęty. Po paru km decydujemy się na kawę. Oczywiście dużą latte. Łapiemy oddech i pedałujemy do auta. Jeszcze kilka opowieści i przybijamy piąteczkę za udany wypad.
Kategoria Góry i góreczki
- DST 39.00km
- Czas 01:25
- VAVG 27.53km/h
- Sprzęt Triban 520
- Aktywność Jazda na rowerze
Pogoria
Czwartek, 4 czerwca 2015 · dodano: 01.01.2016 | Komentarze 0
Kategoria Krótkie - szybkie
- DST 20.44km
- Czas 00:55
- VAVG 22.30km/h
- Sprzęt Triban 520
- Aktywność Jazda na rowerze
Sosnowiec - Czeladź
Poniedziałek, 1 czerwca 2015 · dodano: 01.01.2016 | Komentarze 0
Kategoria Krótkie - szybkie